środa, 10 września 2014

Starszaki - uwaga na dzieciaki! {1}

Para: AcexLuffy, ZoSan/SanZo (bo kurde nw co mi wyjdzie, oba najlepiej, bom dylemat mam), KidxLaw
Części: jeszcze nie zdecydowałam
Parę słów: Światy rzeczywiste, równoległe do świata OP. Różnice wiekowe, odrobina humoru i dość rozwinięta fabuła, seksy dopiero później.


  Part: "Gangsta Boys"  
Ace, obudziwszy się w złym nastroju, musiał wstać, by nie spóźnić się do pracy. Jako prawa ręka - szefa mafii - Czerwononosego, musi wykazywać się odpowiedzialnością, jakiej od niego oczekują. Po porannym rytuale, składającym się z czynności rutynowych, był gotowy na dzisiejsze wyzwania. Wyszedł i od razu „wywinął orła”. Uderzył całą powierzchnią twarzy o kamienną posadzkę klatki schodowej. Poderwał się i zobaczył pod swoimi drzwiami, leżącego chłopaka. Bruneta, sporo od niego niższego.

Jakiś dzieciak… - stęknął do siebie w myślach. – Ale co on tutaj robi i czy on w ogóle żyje?

                Podszedł i szturchając nieznajomego w głowę, ten wydał jęk bólu. Do nosa Ace’a wdarł się odór alkoholu.
- O kurwa! Taki gówniarz, a jebie gorzej niż szef po ostrej balandze! – nie było rady. Zdrowy rozsądek nakazywał mu oddać dzieciaka na wytrzeźwiałkę. Niestety, pomimo iż dla społeczeństwa jest on zwyczajnym studentem, pracującym w barze, czułby się głupio iść na komisariat i prosić o pomoc. Zwłaszcza, ze jedyny komisariat w mieście, jest pod dowództwem jego dziadka. W skrócie – pech. Musi zając się chłopaczkiem sam. Po wniesieniu go do mieszkania (co było łatwe, bo dzieciak był lekki) rozebrał go i wrzucił do wanny. Wrzuciwszy brudne ubrania do pralki, zabrał się za doprowadzanie nieznajomego do porządku. Zostawił młodzika w wannie, licząc na to, że nieprzytomny się nie osunie i utopi. Idąc do wejścia, wybrał numer szefa. Słuchając sygnału, przeszukiwał torbę bruneta, w celu odnalezienia dokumentów tożsamości. Portfel, jaki Ace znalazł, był mokry i lepki.
- Nawet portfel „zalany”… Stary, co on robił? – spytał samego siebie Portgas i odchylił dwie „klapki” przedmiotu. Zwyczajny chłopak, ze zwyczajnym wyposażeniem – pomijając fakt pijactwa. Skórzany portfel miał w sobie zdjęcia różnych ludzi z tym dzieciakiem, około 5000 jenów (w przeliczeniu na polskie złote to jakieś 150 zł), paragony i legitymacja licealna.

- Monkey D. Luffy… - zastanowił się głośno dorosły. – Ile on ma… 17 lat? Toż to gówniarz totalny, a kaca będzie miał gorszego niż mogę sobie wyobrazić.
- Ymmymmm… - wydobyło się stęknięcie z łazienki. Gospodarz podszedł do drzwi i zobaczył jak młodzik się przebudza. Mozolnie otwiera oczy i natychmiast je zaciska.

- Co? Światełko razi? – spytał nieprzyjemnym głosem Ace. – Kara za bycie debilem.

- Ciom…? Mmmm… - ciamknął suchymi wargami i podczas próby podniesienia się do pozycji siedzącej, poślizną się i zanurzył w wodzie. Nie wiedzieć czemu, zaczął się szamotać, jakby był uwięziony w szklanej bańce albo ktoś trzymał jego głowę w płynie.

- Hej, hej! Nie wariuj, debilu! – gospodarz, znajdujący się już obok chłopaka, otrzymał serię ciosów. Dopiero gdy Luffy osłabł, Ace mógł go wyciągnąć. – Kurwa, podtopił się!

                Po upragnionym porozumieniu, wreszcie przeszli do spokojnej rozmowy. Siedząc w salonie, obaj popijali herbatę. Zbyt długo panowała niezręczna cisza.

- Więc? – rozpoczął rozmowę po czym zaciągnął się aromatem napoju.

- Co? – warknął  przez zaciśnięte wargi Luffy.

- Skąd przyszedłeś, jeśli pamiętasz.

- Przyjechałem tu do przyjaciela. Miałem spotkać się tutaj z jakimś Acem, który podobno ma mnie do niego zaprowadzić. – siedział pokornie, ściskając udami ręce. Duże oczy wwiercał w ścianę, a usta nadął.

„Typowy dzieciak” – sapnął myślami.

- Ja jestem Ace i niby do kogo miałbym cię zaprowadzić? – spytał zadzierając nos do góry, tak jak Shanks, podczas przesłuchiwania intruza.

- Jestem tutaj w odwiedziny do Shanksa. – uśmiechnął się wyszczerzając wszystkie zęby, Luffy. Ace otworzył szeroko oczy i wyglądały, jak spodki pod filiżanki.

- Że co??!!



 ***
Part: "Psyhicznie zabłąkani"


                Zoro ledwie wrócił do domu i już miał to dziwne przeczucie, że go szlag jasny trafi. Oczywiście, jego licealny współlokator musiał zaprosić przyjaciół na małe przyjęcie i zostawić po sobie bałagan. Bez uprzedzenia, wściekle i zamaszyście otworzył, drzwi do pokoju Sanji’ego i doznał szoku. Blondyn „głaskał kota” przy wiadomym filmie dla dorosłych. Do tego odwrócił się na krześle i posłał starszemu pytające spojrzenie. Mchogłowy zamknął drzwi i ze zranioną psychiką udał się do swej kwatery domowej.
- Dużo pracy, tak dużo pracy… - szepnął do siebie słabo.

                Na następny dzień, Sanji ponownie zaprosił swoich przyjaciół z klasy. Weszli do mieszkania, cali w skowronkach, aż tu zobaczyli na podłodze salonu nogi. Grupka przyjaciół podeszła na palcach i zobaczyła zombie. Znaczy się niebywale styranego Zoro.
               Kolejny dzień. Nadeszła pora na rozmowę. Obaj mężczyźni siedzieli naprzeciw siebie w lustrzanych pozycjach. Jak dwaj wielcy królowie, ze spuszczonymi głowami, czekali aż jeden zdoła przemówić. Pierwszy zabrał głos Zoro.

- Sanji… - zaczął spokojnie. – Nie mam nic przeciw temu, abyś tu zapraszał swoich kolegów. Ale błagam, sprzątaj te śmieci po chipsach i tak dalej, bo mnie krew zalewa, jak widzę ten burdel.

- Zoro… -skopiował ton studenta. – Nie mam nic przeciwko twojej szkole i pracy, bo nawet nie mogę się ich uczepić, ale błagam… Nie pracuj w salonie, bo jak mdlejesz przed papierami, to narażasz nie tylko mnie, a wtedy mogą cię przymknąć za nieumyślne spowodowanie śmierci.

- Czyli mam mdleć w moim pokoju, byś ty mógł tu sobie biby odstwiać? – na czole zielonowłosego pulsowała żyłka.

- Ta… Znaczy nie, no gdzie! Chodzi mi o to, że może jednak jakoś popracujesz nad swoim harmonogramem zajęć. – mówił jakby do siebie, a raczej po prostu do siebie, ponieważ na kolanach ukrył gazetę z nagimi kobietami w roli głównej.

- Skończ wgapiać się w tego pornosa i gadaj jak dorosły, zboczony gówniarzu! – wrzasnął Roronoa i kopną pod stołem w gazetę.

- Nie jestem zboczonym gówniarzem! A zwłaszcza gówniarzem, ty leniwy glonie! – odszczekiwał Sanji.

- Mam narkolepsję* i wiesz, że nic z tym nie zrobię! – fuknął na blondyna. Ten się stropił, przypomniawszy sobie o schorzeniu gospodarza. Sanji obiecywał sobie, że skoro już „wpierdziela się na chama” do mieszkania starszego kolegi, byleby uciec od dziadka, to przynajmniej na coś się przyda. Teraz sobie uświadomił, że tylko zawadza osobie, która w każdej chwili jest zagrożona. Jedna chwila i Zoro może zasnąć na środku ulicy lub na schodach.

- Ehem… Przepraszam… Poprawię się. – bąknął pod nosem. Zielonowłosy cieszył się z porozumienia i… Uderzył czołem o blat.

- Dobra! – krzyknął ironiczny głosem do pomieszczenia Sanji. – Napady snu, to nic wielkiego. – podparł się na przedramieniu. Chwilę obserwował starszego w tym nieprzytomnym stanie, a później zabrał go do pokoju. Począwszy od wzięcia Zoro na ręce, zaniósł go na łóżko. Chwilę siedział na skraju materaca. Zaciągną się papierosem i puścił obłok dymu w twarz Roronoy. Ten nawet nie był świadomy, że jego choroba, jest w dość nietypowy sposób wykorzystywana.



***
Part: "O jedno słowo za dużo"


                Kid brutalnie przycisnął Lawa za szyje do ściany. Kolejna sprzecza, która zakończy się bójką. Trafalgar wierzgną chudą nogą i kopnął przeciwnika w brzuch. Eustass kaszlnął i odpłacił się trzema ciosami w twarz bruneta. Ten splunąwszy krwią zacisnął zęby i rzucił się wściekle na Kida. Wymierzali i parowali ciosy. Nie ustępowali, aż policja nie zainterweniowała.

                Po raz kolejny w bójkę uliczną wdał się student medycyny i dowódca gangu motocyklistów. Wyszli w tym samym czasie i wszyscy spojrzeli na nich zażenowani.

„No ileż można?” – wszyscy zadawali sobie to pytanie, gdy tylko wydzieli znajomą dwójkę rozrabiaków. Oni tylko rzucili w sobie wzajemnie nienawistne spojrzenia i ruszyli w przeciwnych kierunkach.

                ---Dwa tygodnie po ostatnim incydencie---

                Nie było słychać o choćby najmniejszej kłótni wiadomego duetu. Wszyscy myśleli, że się pozabijali i nikt nie wie kiedy oraz gdzie to się stało. Rzeczywistość była inna. Otóż w czeluściach piwnic Eustassa Kida, został zniewolony Trafalgar Law. Motocyklista kończył kolejny gwałt na ofierze, nie zważając na bolesne jęki bruneta.

- Coś nie tak, mój kochanieńki? – syknął jaszczurzym głosem Kid, do ucha studenta. On jedyne co mógł zrobić to mocniej wbić zęby w chustę, kneblującą mu usta. Ręce miał przywiązane do żelaznego koła, umocowanego do ściany. Klęcząc, twarzą do murawy, starał się nie ronić łez. Niestety. To jak brutalnie się z nim obchodził Eustass, jak mocno na niego napierał, jak bardzo się nad nim znęcał psychicznie, robiło swoje.

- Yymmm!! – wyjęczał głośniej, gdy Kid spełnił się w nim.

- Aaaach… To było najlepsze~ - zawył szczęśliwie oprawca i padł na podłogę. Trafalgar zwiesił się na uwięzi, trzymającej jego ręce w górze. Był wykończony. Dzień w dzień, każdej nocy, w każdej możliwej chwili – Kid zabawiał się nim jak chciał. Już nawet nie pamięta, jakie to uczucie, mieć spodnie.

- Ryyh… - zacharczał. Eustass zsunął z jego ust chustę.

- Czego?

- Uwolnij mnie, ty… - sapał Law. Pocisk w formie pięści gangster, mocno wbił się w brzuch przetrzymywanego.

- Nie fikaj, dziwko. Bo przestanę być miły. - pogroził mu palcem i zaśmiał się. – Wiesz jaka jest umowa, przeprosisz i jesteś wolny. Ale skoro dalej się opierasz… - wzruszył ramionami i wyszedł trzaskając drzwiczkami ze stalowej kratki. Law chwilę nasłuchiwał kroków. Upewnił się jeszcze rzucając wyzwiskiem w powietrze. Brak reakcji – Trafalgar ponownie zabrał się za próbę ucieczki. Wyślizgnął dłonie z uwięzi i chwiejnym krokiem udał się do okienka przyciemnego. Znowu je podważał. Znowu opór był niesamowity. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
„Ratunku” – jękną do siebie w myślach i skulił się, by na chwilę nie musieć hamować łez.

*Narkolepsja - rzadka choroba, objawiająca się: nadmierną sennością, napadami snu.

Wziełam motyw leniwego Zoro i przerobiłam, no bo cóż, pasuje mu taka choróbka.


P.S. To są wstępy do bardziej rozbudowanych akcji, więc wyczekujcie, jeśli jesteście ciekawi ;)














piątek, 4 lipca 2014

Gra o Serce

Para: SanZo
Części: 1
Parę słów: Jest to jak najbardziej nie dla osobników poniżej 18 roku życia.
Główne wątki to: romans, kłamstwo, ale więcej nie powiem, bo nie będzie zabawy :)

▓ Pewnego słonecznego, wiosennego dnia, grupa licealistów zebrała się, żeby jak co piątek - świętować początek weekendu. Pogoda była wyśmienita by udać się na obrzeża miasta i móc spokojnie się pobawić jak to lubią "mężczyźni". Mając ledwie 18 lat, było głupotą uważać się za dorosłego. Mimo to, Sanji, Ace, Law, Kid, Bellamy i Sarkies, uważali, że nie muszą dowodzić swojej dorosłości. Będąc na pustkowiu przystrojonym w zieloną trawę i świeżo zakwitłe kwiaty, rozdali sobie po piwie i papierosie, rozsiedli się i oddali przyjemności. Sanji miał swoje własne papierosy, mocniejsze od reszty. W końcu on pali od ośmiu lat.
- Aaaach... - przeciągną się Portgas i uśmiechną do złocistej tarczy słońca. Siedzieli na zboczu nasypu kolejowego, rzecz jasna pociągi już tamtędy nie jeżdżą.
- Zgadzam się stary... - parsknął śmiechem Bellamy. Reszta też uśmiechnęła się do samych siebie, rozbawieni tym komentarzem.
- Ech, dzisiaj wleciałem na jakiegoś pierwszorocznego. Znaczy, to on wleciał na mnie... - stęknął Law i podrapał się w tył głowy.
- Jak to? - spytał Sarkies.
- Po prostu. Jakiś zielonowłosy chłopaczek przeniósł się do naszej szkoły i zgubił się w drodze do sali. Pędził jak durny, byleby się nie spóźnić. Tylko nie wiem jak mu to wyszło, pomylił strony i zamiast lecieć w prawo pogalopował w lewo.
- Ale idiota. Jak można nie kapować budowy szkoły, która jest zwykłym prostokątem o chyba dwóch korytarzach na każdym piętrze. - wyśmiał nieznanego mu chłopaka z opowieści, Bellamy. Upił łyk piwa i odpalił drugiego papierosa.
- No wiesz... Normalnie bym go nie zapamiętał, ale te miodowe oczy, aż się prosiły by tak w nie się wgapić. I fajny tyłek też miał. - zachichotał Law. Inni popatrzyli na niego jak na pedofila. Zwłaszcza wzburzony był Sanji, ten który nienawidzi homoseksualistów.
- Nie obchodzi mnie jak wygląda, to obleśne, że tak pieprzysz o facecie. - burknął i zaciągną się papierosem.
- Wiesz co... Jak popatrzysz tam, to go zobaczysz. - wskazał w stronę majestatycznego dębu, który został już objęty ochroną, ze względu na swój wiek. Stał pod nim zielonowłosy chłopak. Ubrany w czarny prosty mundurek szkolny, wysokie kozaki z połyskującymi granatowymi sznurówkami i cienkimi puchatymi paskami. Biała koszula podkreślała jego nieco ciemniejszą cerę. Trzy złote kolczyki w lewym uchu kołysały się na wietrze i odbijały blask słońca. Na plecach zamiast plecaka były trzy katany w kolorowych futerałach. Torba z książkami zwisała z ramienia, a on sam przeglądał jeden z miesięczników sportowych. Jego twarz zastygła w skupionym i przejętym wyrazie. Z tych pamiętnych oczu biła powaga, mieszająca się z rozwagą. Wojownik o skrytym sercu.
- Nie widzę w nim niczego szczególnego... Żeby od razu zakochiwać się w jakimś dzieciaku?  - powiedział obojętnie blondyn.
- Ech... Ale ty jesteś drętwy. Mam gdzieś, czy on się w kimś buja i takie tam. Ja mówię tylko o chęci przelecenia go. Podobno cnotka wytrwała, nawet na pocałunek nie zgodził się nigdy, a jest kochliwy. Czego nie widać, bo skurczybyk też z niego niezły.
- Skąd ty to wszystko wiesz? Przecież to nowy w szkole. - zastanowił się Sarkies.
- Mam swoje źródła, czyli wkradłem się do pokoju nauczycielskiego. To i owo tam pisało, w tym też, że ma tutaj przyjaciela. Od niego dowiedziałem się reszty. - odpowiedział z uśmieszkiem satysfakcji.
- Nie próbuj go krzywdzić. - warknął ostrzegawczo Sanji. - Skoro jest kochliwy, to znaczy, że łatwo go skrzywdzić. Jak już chcesz go do wyra zaciągnąć, musi się przynajmniej zgodzić. Inaczej to popełni samobójstwo, czy cholera wie co jeszcze. Jak "skurczybyk", to znaczy, że nie na pokaz ma trzy miecze. Trzeba by było go namawiać z tydzień na łóżeczko, a potem z dwa tygodnie by się odkochał. Czytaj - pokazanie wad. - odezwał się nieprzyjemnym tonem i dopił resztę swojego piwa.
- Czyli co? Myślisz, że dałbyś radę w tydzień go zaciągnąć do wyra, bez zmuszania go? - zaszydził Law.
- Jestem lepszy w podrywach od ciebie, wiesz przecież... - bąknął pod nosem.
- Challenge accepted! - zawył jak wilk do nocnego nieba Portgas.
- Ale co? - nikt nie poją tajników umysłu swojego kolegi.
- Załóżmy się. Jeśli uda ci się poderwać i przespać z tym małym, to... Nie wiem, po prostu otrzymasz ode mnie coś, czego chcesz. Nie ważne co to by było. Jak przegrasz, masz mu powiedzieć o tym zakładzie i go wyśmiać w publicznym miejscu. Zobaczymy na ile to twoje dobre serduszko jest rzeczywiście dobre. - posłał przyjacielowi wyzywające spojrzenie i szyderczy uśmiech. - Wchodzisz? - wyciągnął w jego kierunku rękę.
- Od kiedy zaczynam? - uścisnął mu dłoń.

Poniedziałek (pierwszy dzień zakładu)

▓ W szkole, Sanji czuł się zażenowany tym, w co dał się wciągnąć. Nie był też potworem i zamierzał się starać nad tym, by nie musieć ośmieszać chłopaka. Znalazł go dopiero podczas długiej przerwy. Trochę kiepsko, ponieważ planował go poznać rano, a po szkole oprowadzić po okolicy. Każda chwila była cenna, więc w jeden dzień musiał go w sobie rozkochać, by resztę czasu, delikatnie namawiać go na relacje łóżkowe.

▓ Spotkali się przed szkołą - tak jak uzgodnili.
- Jestem i mam nadzieję, że się nie spóźniłem. Zawsze się gubię w nowych miejscach i telefon mi padł, więc nie miałem jak sprawdzić godziny. - oparł się dłońmi o kolana i ciężko sapał.
Ludzie... - stęknął do siebie w myślach Sanji. - On jest aż tak tępy, by nie wiedzieć, gdzie jest wyjście ze szkoły? Łoś go kopnął, że taki kiepski w rozpoznawaniu terenu?
- Nic się nie stało - burknął trochę nie miło, ale od razu zmienił ton na przyjazny. - Tak sobie właśnie przypomniałem. Chyba jeszcze nie wymieniliśmy się imionami. Jestem Flamme* Sanji, a ty? - uśmiechną się słodko, jednak wewnątrz gotował się ze złości, że się tak wydurnia.
- E... - miodowe oczy młodszego spojrzały na niego bezrozumnie. Po chwili na twarz wpłyną delikatny rumieniec. Niby tak groźnie się prezentuje z tymi katanami i płomykami w oczach. Zielonowłosy wyprostował się i odchrząkną. - Znaczy... Jestem Roronoa Zoro. Miło mi... - bąkną nieśmiało.
Cholera! Jak ja mam tak wstydliwego chłopaka poderwać i posunąć w tydzień?! To szaleństwo! Ale gorsze będzie jak go będę musiał zbluzgać. Kurde! A jest całkiem słodki!
- Mnie też jest miło. To co? Głodny? Znam fajny lokal niedaleko szkoły. - zaproponował uprzejmie. Zoro wzdrygną, ale udając, że nic się nie stało, przybrał formę rozluźnionego i obojętnego.
- J-jasne... - przekręcił głowę w bok i tuszył za nowym przyjacielem. Zoro wyglądał i był osobą o silnej i surowej postawie. Zachowanie miał bardziej przyjacielsko-wrogie. Potrafił spokojnie pokłócić się z blondynem i potem, razem z nim, z tego śmiać. Miło spędzili czas, aż do wieczora. Jednak największym sukcesem dla Sanji'ego było to, że udało mu się przez jakiś czas obejmować Roronoę w pasie. Zielonowłosy w ogóle nie zwrócił na to uwagi - tylko na koniec, kiedy mieli się rozstać. Wtedy spalił się ze wstydu i popędził do domu.

▓ Pierwszy dzień został zaliczony do udanych.

Wtorek (drugi dzień zakładu)

▓ Sanji był pewny siebie. Kroczył dumnie na kolejną randkę z przeznaczeniem. Zoro siedział na ławce na placu przed szkołą. Słońce grzało, kilka puchatych chmur, leniwie płynęło po błękitnym niebie. Pogoda idealna na kąpiele w jeziorze. Taki też był plan - wodne wojny, brak ubrań i prezentowanie swoich męskich walorów. Blondyn niespecjalnie trenował, ale był budowy ponad przeciętnej, więc miał się czym chwalić.
Hymhymhym... Mój szatański i wielce dopracowany plan zaraz wejdzie w życie... Nikt mi tego nie zepsuje! Ten słodziak nie zasługuje na bycie potraktowanym jak szmatę!

▓ Roronoa już w szkole prezentował odrobinę swoich wdzięków. Założył rybaczki, sięgające mu powyżej kolan. Czarne sandały z pasków i łańcuszek na kostce. To ostatnie zmusiło Sanji'ego do pytania.
- Co to za łańcuszek? Nosisz dla ozdoby, czy jest jakiś inny powód? - spytał z szczerym uśmieszkiem. Uznał, że osoba Zoro wcale nie jest zła i można mu okazać swoje prawdziwe uczucia.
- Dostałem od koleżanki. Powiedziała, że ona i jeszcze jeden chłopak będą to nosić, ponieważ jej starsza siostra przyjedzie niedługo. To taka gra... Ma nas po tym rozpoznać. Zwłaszcza, że założymy dresy i maski, kiedy przyjedzie. Każde z nas... - popatrzył niepewnie na Sanji'ego, który miał twarz bez wyrazu. - Przepraszam, za dużo gadam. To i tak cię nie interesuje. - speszył się chłopak o miodowych oczach. Mimo lekkiego zdenerwowania, na twarz wpłyną sztuczny grymas obrazy.
- Nie, przeciwnie. Całkiem ciekawe gry masz z przyjaciółmi. A chcesz pograć w coś ze mną? - miał w głowie nieczyste myśli, ale musiał je zachować dla siebie. Wymyślił grę, która polegała na tym, że spośród pięciu kart - cztery to asy - trzeba wybrać tę, która asem nie jest. Później bez patrzenia na drugą stronę trzeba było zgadnąć, co to za karta. Zoro się zgodził i zapomniał spytać o stawkę. Dowiedział się tego, kiedy przegrał trzy razy z rzędu. Musiał dać się wrzucić do zimnego jeziora. To pomogło blondynowi namówić kolegę do pójścia z nim do domu. Sanji jako porządnicki nie musiał się niczego wstydzić.

▓ Spędził miłą, aczkolwiek ograniczoną w działaniach, noc z chłopakiem, którego coraz częściej nęciły tajemnicze myśli.

Środa (trzeci dzień zakładu)

▓ Tym razem to Zoro się zaangażował. Zaprosił starszego do cyrku, który niedawno zawitał do ich miasta. Roronoa zapraszając, był poddenerwowany i starał się ukryć swoją płochliwą naturę wrednymi odzywkami. Sanji był zauroczony tą osóbką. Jedyne co go powstrzymywało od zakochania się w zielonowłosym, była jego płeć. Tak, niesamowicie denerwował Flamme'a fakt, że musi przespać się z chłopakiem.
Aaach! Kurna! Czemu on jest tak nieziemsko słodki? To facet, czemu więc miałbym się nim zachwycać? Ech... Nie mogę mu wyciąć numeru z bluzgami. To go zabije...

▓ Dzień minął w bardzo dobrze. Zbliżyli się do siebie tak, że zostali parą i blondyn skradł pierwszy pocałunek Zoro. Prawda - zielonowłosy lekko się stawiał, ale czułość była zbyt kusząca, by móc się jej oprzeć. Potem jego agresywna strona wzięła górę i boleśnie dał starszemu do zrozumienia, że jeszcze za wcześnie na takie akty.

▓ Sanji ukradkiem zrobił i wysłał zdjęcie do Lawa - dostał białej gorączki.

Czwartek (czwarty dzień zakładu)

Co robić?! Co robić?! To że jesteśmy parą tak szybko nie znaczy, że on od razu rozchyli nogi. To nie dziwka, tylko delikatny chłopak... Co tu robić?!

▓ Sanji'ego zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Chciał wyznać prawdę Zoro, by móc go uchronić przed tym idiotyzmem, w który został wplątany. Niestety, cały dzień bolał go brzuch od stresu i za każdym razem, kiedy otwierał usta by powiedzieć całość o zakładzie, gardło mu się zaciskało.

▓ Mimo wszystko, takie samopoczucie miało swoje zalety. Roronoa nocował u blondyna by pomóc mu wyjść z rozterek emocjonalnych (jego surowa postawa musiała odejść na bok). Ciepłe, półnagie ciało Zoro działało na Flamme'a niezwykle kojąco, ale także stresująco. Tylko trzepoczące serce zielonowłosego, było lekarstwem na wszystko.

Piątek (piąty dzień zakładu)

▓ Sanji odmówił Zoro spotkania. Powiedział, że musi załatwić coś bardzo ważnego i nie skłamał. Poszedł zobaczyć się z Lawem i innymi. Chciał to zakończyć.
- Chłopaki ja... - zawahał się, gdy wszyscy już zebrali się na ustronnym miejscu. - Nie mogę tego zrobić.
- Co? Tchórzysz, bo twój chłopaczek nie chce rozstawić nóg? - zapytał szyderczo Trafalgar. Był wrogo nastawiony do, jak się okazało, byłego kolegi. Nikt z nich nie wiedział jednak, że mają obserwatora.
- To nie to... Ten zakład wydaje mi się być głupi. Żeby w tydzień poderwać taką myszkę, trzeba być księciem z bajki. Tylko oni podrywają i żenią się w jeden wieczór. - starał się zachować twardą postawę. Mimo to wszyscy widzieli lęk w jego oczach.
- Przyznaj, tchórzysz i nie chcesz wyjść na gnoja, bo wtedy twoja świetna reputacja ucierpi. - rzucił podle Law. Przepełniała go duma. Czuł wygraną.
- To i jeszcze, że ten mały nie jest silny psychicznie. On... - tu tajemniczy obserwator zaczął uciekać od chłopaków. Sanji'emu odebrało dech, serce stanęło. Zoro wszystko słyszał i teraz jedyne co może zrobić, to uciec. Blondyn popędził za nim. Silne nogi, które od lat trenował, pokazywały na co go stać. Mimo swojej szybkości, dogonił chłopaka dopiero pod jego domem.
- Zoro! - krzyknął Flamme, kiedy zielonowłosy wbiegał do budynku. Tam na schodach rozegrała się kłótnia.
- Spadaj ode mnie, palancie! - krzyczał rozjuszony Roronoa, kiedy ramiona starszego owinęły go w pasie.
- Nie! Dopóki mnie nie wysłuchasz! - próbował nakłonić do rozmowy.
- Odwal się! Nie mam zamiaru znowu dać się okiwać! Ty dwulicowy draniu! - wtedy Zoro wymierzył jeden potężny cios w brzuch blondyna. Ten wypuścił całe powietrze z płuc i przez chwilę nie mógł oddychać. Roronoa, nie hamując się, kopną go i kilka razy poprawił wszystko ciosami w twarz. Sanji padł i spluną krwią. Nos potłuczony, warga pęknięta, oko podbite. Najgorsze jednak będą siniaki na brzuchu. - I tak byś nie zaliczył... - wysapał Zoro. Jego oczy zrobiły się szklane ale przepełniał je gniew wojownika, jakim był szermierz. Twarz była czerwona od wysiłku. - Gdybyś się dzisiaj ze mną spotkał, to byś wiedział, że się wyprowadzam!
- Zoro... - jękną przegrany. - Przepraszam... Chciałem ci powiedzieć... Ja... Kocham cię..! - niebieskie oko zobaczyło ten smutny obraz. Chłopak na pozór wytrzymały - płacze, ze złamanym sercem, ponieważ myśli, że ponownie jest oszukiwany.
- Skończył byś już... I tak ci się nie dam! - to były ostatnie słowa, jakie powiedział Roronoa. Uciekł.

Trzy dni po incydencie

▓ Zoro faktycznie nie pojawił się w szkole. Nawet nie był na liście "uczniów tymczasowych", jak się okazało. Roronoa miał tu być kilka dni, by móc się wprowadzić do domku w górach, który odziedziczył po swoim dziadku. Sanji był zrozpaczony. Coś co wydawało mu się niemożliwe, stało się jego jedyną rzeczywistością. Kocha Zoro, mimo że zna go tak krótko. Te miodowe oczy, to ich wina! To wina tego trzepoczącego serca! To wina Flamme'a.
Nie! - wrzasnął do siebie w myślach kucharz. - Za nic! Teraz muszę wziąć odpowiedzialność za swoją głupotę!

▓ Nie zamierzał się poddawać. Jego pierwsza prawdziwa miłość, nie może zakończyć się klęską. Zwłaszcza teraz, kiedy udowodnił sobie samemu, że potrafi zakochać się w mężczyźnie. Nadszedł czas zmian!

▓ Już następnego dnia poszedł na dworzec kolejowy. Do miejscowości, w której mieszka Zoro, można dojechać pociągiem. Niestety, kiedy tylko podszedł do kasy biletowej usłyszał straszliwą wieść.
- Tory kolejowe zostały ukradzione?! - wybuchnął do przejętej kasjerki.
- Tak - odparła przestraszona. - To zdarzyło się na odcinku leśnym. Nikt nie zauważył, póki jedna lokomotywa, jadąca po nowe wagony, się nie wykoleiła. Nikomu nic się nie stało, na szczęście... Ale przez najbliższe dwa miesiące, będą trwały przeglądy i naprawy...
- Ja nie mam dwóch miesięcy! - ryknął na cały dworzec Sanji i trzasnął pięściami w blat. Ludzie zgromadzeni wokoło byli zaskoczeni. Zwłaszcza wtedy, gdy szaleńczym pędem rzucił się w drogę, jaką obierałby pociąg. Biegł wzdłuż torów, a ludzie tylko patrzyli za nim.
- Co on wyprawia? - zastanawiał się tłum.

▓ To był test dla Sanji'ego. Rozpoczął się w tej właśnie chwili. Kiedy zaczął biec, nie było odwrotu. Musiał to zrobić. Musiał odzyskać Zoro, który właśnie składał pranie przy włączonym telewizorze... Oglądał kreskówkę o super bohaterach, ponieważ uznał, że już dawno tego nie robił. Nieoczekiwanie, serial przerwały wiadomości. Prezenterka mówiła o narwanym nastolatku, pędzącym wzdłuż torów. Z helikoptera kręcono na żywo reportaż o młodzieńcu o blond włosach, który nie może czekać na pociąg. Roronoa upuścił koszulę trzymaną w rękach i podbiegł do telewizora.
- Co...? - nie dowierzał.
Jaki jest twój cel?! Co cię skłoniło do tak desperackiej wyprawy?! - pytała reporterka przez megafon. Na to biegnący odkrzyknął.
- Naprawa błędów!!! - i przyspieszył. Helikopter śledził jego poczynania do ostatnich kropli paliwa. Kiedy zapadła noc, maszyna wylądowała i nadano krótki komunikat, ze następny helikopter jest w drodze i że informacje na temat chłopaka będą stale przekazywane do mediów.

▓ Zoro serce waliło jak szalone. Nie chciał wierzyć, że Sanji robi coś tak szalonego. Nie z jego powodu! Przez dwa dni, przerażony, oglądał nieustannie wiadomości. Niestety widziano tylko od czasu do czasu biegacza, który bez przerwy pruł przed siebie. Były wywiady z pracownikami, naprawiającymi tory.
- Silny i niezłomny wariat! - skomentował jeden.
- Pokazał nam środkowy palec i jęzor też wywiesił, chyba serio jest czymś wkurzony. - dodał drugi. Roronoa chodził nerwowo po pokoju. Zaciskał zęby, ale kiedy usłyszał, że media straciły trop chłopaka - zemdlał, wyobrażając sobie najczarniejszy ze scenariuszy.
Błagam, tylko nie to... - snuł we śnie domysły Zoro. - Żeby tylko mu nic się nie stało. Dlaczego..? Po co? Przecież... Chyba nie dla mnie..? Sanji...

▓ Kiedy się obudził, poczuł uścisk na klatce piersiowej. Coś na nim leżało. Głowa z potarganymi przez wiatry, blond włosami, które zakrywały twarz śpiącego młodzieńca.
- Sanji..?! - poderwał się zielonowłosy. Dotknął go drżącymi rękoma po twarzy i z ulgą stwierdził, że nic mu nie jest. oddychał spokojnie, obejmował Roronoę w pasie.

▓ Na następny dzień, Flamme obudził się z wielkim bólem w nogach. Mimo to, spostrzegł, że jest w łóżku. Nogi zabandażowane, na szafce nocnej stałą szklanka z wodą i dwiema tabletkami. Patrzył na przestronne pomieszczenie, przystrojone brzozowym zestawem mebli. Wszędzie mnóstwo figurek i innych kolorowych bibelotów. Ściany koloru błękitnego. Sanji pomyślał, że umarł. Na szczęście, widok Zoro wchodzącego do pokoju z kartonem w rękach, oderwał go od takiej wizji. Zerwał się i czołgając po pościeli, podpełzł do zielonowłosego i uwiesił mu się w pasie.
- Lekarz powiedział, że masz leżeć. - zachichotał Zoro, kiedy blondyn przyciskał twarz do jego pleców.
- Mmmmmmm... - mruknął przeciągle. Powoli odchylił głowę tak, żeby tylko jego oko było widoczne. - Kocham cię... - szepnął smutno.
- Ja ciebie też. - Roronoa również z ciszył głos i przytulił zbolałego blondyna. Pomógł mu powrócić na miejsce spoczynku.

Dwa dni później...

▓ Sanji odzyskał siły i okazywał to poprzez nieustanne zaloty kierowane do Zoro. Ten śmiał się przy każdej możliwej okazji. Nie żałował też drobnych stuknięć pięściami  w czoło starszego. Wahał się z podjęciem pewnej decyzji, co nie umknęło uwadze blondyna.
- Sanjii... - zaczął nieśmiało zielonowłosy, przestępując z nogi na nogę. Po chwili jednak wyprostował się i przybrał swój groźny wyraz twarzy. - Denerwują mnie te twoje wygłupy! Dzisiaj to zrobimy i masz mi dać spokój! - krzyknął z udawanym gniewem, tupnął i poszedł do pokoju porządkować rzeczy. Flamme był w niebo wzięty. Silny charakter, który nie potrafi okazywać czułości i maskuje to w tak rozkosznej odmianie. Za sprawą słów chłopaka o miodowych oczach, ta noc miała zaowocować w uczucia.

▓ Znajdując się już razem w łóżku, Zoro nie wiedział jak się zachować. Pocałunek był dla niego wielkim wyczynem, więc to było sprawą życia i śmierci.
- Dobra... - Sanji zrzucił z siebie kołdrę i zawisł nad chłopakiem, opierając się dłońmi koło uszu zielonowłosego. Temu na twarz wpłynął wyraźny rumień. Surowa natura zanikała pod płaszczem wstydu - Niczego się nie bój. Jestem przy tobie i jak zaboli, przerywam. Chcę byś czuł się jak w raju, moje słońce... - miękkie wargi blondyna zaczęły poddawać usta Zoro niebywałym przyjemnościom. Ich języki pielęgnowały siebie nawzajem.
- Mmm... Ach... - mruczał rozanielony Roronoa. Ciepłe dłonie niebieskookiego, szukały najczulszych punktów na ciele chłopaka, a kiedy je odnalazły, pieściły chwilę, by z powrotem udać się na poszukiwania. Jedyne okrycia ich ciał, szybko przestały stawiać opór. Sprawne palce Sanji'ego skupiły się na piersiach zielonowłosego.
- Nnnnh... Aach... - pojękiwał rozpalony chłopak. Pocałunek trwający do tej pory, został urwany, by usta mogły zacząć pielęgnować inne części pięknego ciała Zoro. Kiedy język blondyna na przemian wodził wokół sutków Roronoy, ten zaczął ciężej oddychać. Przerwanie  nabierał powietrza.
- Jesteś przesłodki, kiedy się tak czerwienisz... - szepnął blondyn i delikatnie ugryzł lewą pierś chłopaka.
- Aaa... Nie gryź... Co...? - odezwał się Zoro i łypnął szklanymi oczami na kochanka. W odpowiedzi Sanji nieco mocniej przygryzł go w tym miejscu. - Haa..! - blondyn kilkakrotnie musnął wargami po całej długości blizny chłopaka.
- Nic się nie bój... - posłał zielonowłosemu czuły uśmiech. - Nie zrobię ci krzywdy... - Usta niebieskookiego powróciły do twarzy chłopaka. Ucałował go w oko, policzek, czoło i zaczął pieścić wargami szyje młodszego. Dłonie zaczęły badać niższe zakamarki ciała Roronoy. Jedna z nich delikatnie złapała za za członka zielonowłosego, by po chwili zacząć się poruszać wzdłuż trzonu.
- Ach! - to rozbudziło Zoro. Nagły dotyk wywołał u niego natychmiastową reakcję. - Aaa... Aaach...
- Przyjemnie? - zapytał cicho Sanji. Nie ukrywał satysfakcji z tego, że pierwszy raz robi takie rzeczy z mężczyzną i świetnie mu to wychodzi.
- B-bardzo... - jęknął i odetchnął głębiej. Flamme, aby jeszcze bardziej rozgrzać i podniecić chłopaka, włożył jeden palec do jego otworu. - AAH! - krzyknął czując niezwykłą rozkosz na całym swoim ciele. Blondyn uśmiechnął się, słysząc takie podniecające dźwięki. Nie zwlekając, przyspieszył nieco w działaniach. Jęki stały się głośniejsze. Co jakiś czas Sanji usuwał się z ciała kochanka, żeby zwilżyć palec śliną. W końcu pchnął w Zoro dwa palce.
- Aj! Haa...! Ah! - Roronoa został już całkowicie pobudzony. Rozchylił drżące kolana i wbił palce w ramiona niebieskookiego. Po otrzymaniu tak dużej dawki przyjemności wytrysnął nasieniem na brzuch kochanka.
- Chyba już wystarczy ci tych przygotowań... - powiedział niepewnie. Zielonowłosy zadrżał i nieco się spłoszył.
- J-jeszcze chwilka... Nie czuję się gotowy... - powiedział to w taki sposób, że Sanji trysnął krwią z nosa. Chłopak o miodowych oczach zdziwił się, ale po chwili wziął głęboki oddech i otworzył się przed kochankiem. Ten uśmiechnął się, delikatnie złapał za uda kochanka. Przyciągnął go do swoich bioder. Chwilę pomasował swojego członka, by się rozgrzać - pobudzony i nabrzmiały to on był od jęków Zoro.
- Dobrze... Rozluźnij się, pierwsze pchnięcie może trochę zaboleć. - taki komunikat, zdenerwował zielonowłosego. Starał się rozluźnić, niewiele mu to dało, ale zdecydował się zaufać czułości kochanka. Ten powoli zaczął wprowadzać swojego penisa do wnętrza chłopaka o miodowych oczach.
- Aaaau! - krzyknął boleśnie Roronoa, gdy członek Sanji'ego rozepchnął go od środka. Starszy chwilę odczekał. Jego partner wygiął plecy w łuk, odchylając się do tyłu i przez chwilę drżał. Słysząc urywane i rzadkie oddechy, Flamme zmartwił się o Zoro.
- Wszystko w porządku? - spytał onieśmielonym i niepewnym głosem. Brak jakiejkolwiek reakcji. To było gorsze, niż gdyby zielonowłosy miał w tej chwili spanikować i zacząć szarpać się z Sanjim. Po chwili jednak... Zoro łypnął załzawionymi oczyma i uśmiechną się drżącymi wargami. 
- N-nic mi nie... jest... - szepnął.
- Na pewnooo..? Boję się, że...
- Kontynuuj bo cię grzmotnę... Jutro ci się oberwie za moje męczarnie. - zachichotał cicho Roronoa. Kucharz zamrugał szybko i rozejrzał się bez celu po łóżku. Chętnie przystąpił do dalszych działań. Chęci miał, ale obawy też. Prawiczkiem to już od dawna nie był. Mimo wszystko, to jego pierwszy raz z mężczyzną. Powoli poruszał się w przód, zagłębiając bardziej w ciele kochanka, i w tył by nie napierać boleśnie na dziewicze wnętrze Zoro. Ten oddychał głęboko. Po chwili tej delikatności zielonowłosy tak się przyzwyczaił, że musiał nieco opędzić swojego partnera.
- Aaaach~ - jękną głosem napalonego kociaka. Skrzyżował łydki na plecach Niebieskookiego i lekko nim przycisnął do siebie kucharza. Ten przekręcił mocno głowę w dość dziwny sposób i pchnął mocno w chłopaka o miodowych oczach.
- AUU! - podskoczył Zoro, pod wpływem nagłego uderzenia ciepła i bólu w miejscu intymnym.
- Coś nię tak? - powiedział miękko, wyginając śmiesznie usta Sanji.

- U... To zabolało... - jękną smutno młodszy. Jego usta i nos przybrały kształt odwróconego Y, a przez to Roronoa wyglądał trochę jak królik.
No cukierasek normalnie! - Zachwycał się w duchu Flamme. - Tylko żeby mnie nie poniosło! Właśnie! Sanji - pilnuj się i strzeż od tej nieziemsko uwodzicielskiej siły!

- Przepraszam, ale sam mnie sprowokowałeś... - burknął nadąsanym głosem.
- Bo się ruszasz jak żółw. - cmoknął ustami chłopak o miodowych oczach i za tę odzywkę, otrzymał dawkę rozkosznego bólu w sobie. Sanji wepchnął się mocniej i nacisnął na wewnętrzne czułe punkty Roronoy. - A-aaach...

▓ Wszelkie zakazy, obawy, zawahania - znikły. Namiętne objęcia i uściski. Ruchy płynne, nic nie stawiało oporu. Sapanie i jęki zadowolenia wydobywały się od obu kochanków. Blondyn rytmicznie zagłębiał się do wnętrza ciała zielonowłosego. Ten obsypywał pocałunkami całą twarz niebieskookiego.
- Sanji... - pojękiwał od czasu do czasu młodszy. - Haaa! - czując mocniejsze przypływy ciepła, Zoro potrafił krzyknąć.
- Aaach... Zoro - szepnął do ucha chłopaka o miodowych oczach, kucharz. - Zaraz dojdę i zrobię to w tobie... - Roronoa lekko wzdrygnął się na te słowa. Pchnięcia do tej pory delikatne i miarowe, przybrały na sile. Członek starszego zaczął szybciej się poruszać i pulsować w ciele zielonowłosego.
- Auć... - sapnął cicho pod nosem szermierz, gdy odczuł skutki uboczne długich przyjemności cielesnych (jeszcze nie zakończonych, zresztą). Szybciej, jeszcze szybciej niż przed chwilą, Sanji wykonywał swoją powinność, jako dominujący w związku. Aż wreszcie - splótł swoje palce z placami Zoro, pocałował drapieżnie zielonowłosego i dokończył w nim. Zasapani i zdyszani leżeli obijając się swoimi ramionami.
- Hmm... - zamruczał cicho i przyjemnie Roronoa, przytulając się do lewej piersi Sanji'ego.
- Co? Coś taki mruczek się zrobił, co? - uśmiechnął się delikatnie i niebieskie oczy posłały młodszemu ciepło.
- Twoje serce. Tak bardzo lubię jak bije. - miękkie wargi zielonowłosego przylgnęły do ciała kucharza.
- To dobrze... - westchnął blondyn. - W końcu bije dla ciebie.

* Flamme - z franc. "ogień".

Dobrze, to jest pierwsze pełne opowiadanko, z taką oto parą. Co do tych bohaterów i ich układu w związku, mam mieszane uczucia. Często analizuję ich zachowania i tak ciężko mi określić, który powinien być na dole, a który na górze :P Postanowiłam, że o nich, będzie na przemian. Raz SanZo, raz ZoSan. Nie wiem czy obchodzą kogoś moje przemyślenia, dlatego na tę chwilę zachowam je dla siebie.

Co do komentarza pod postem Z pamiętnika Luffy'ego... Otóż, oczywiście, że Ace x Luffy też się pojawi xD Lubię ten popieprzony układ braterski, więc będzie. To nie koniec, ponieważ ogółem można się spodziewać rozmaitości.
Kuniec.

P.S. Następnym razem, ogłoszenia będą już krótsze ;D

piątek, 13 czerwca 2014

Amatorskie, ale są...

Krótkie filmiki, amatorskie wykonanie...
Każdy z Monster Trio, jako uke ;)
Pierwszy raz zrobiłam cuś takiego, więc chyba nie jest tak złe






Tak więc, jak mówiłam, amatorskie movisy. Nic szczególnego, ale chyba całkiem fajna zlepka ;)

niedziela, 8 czerwca 2014

Z pamiętnika Luffy'ego... .1.

Para: ZoLu
Części: 1/5
Parę słów: To seryjka krótkich opowiadań, pisanych w pierwszej osobie. Jak w tytule jest napisane, to fragmenty pamiętnika Luffy'ego.

  08.05.14r.
Drogi pamiętniku!
  Dzisiaj spędziłem wspaniałe chwile z Zoro. Było super! Zabrał mnie na lody, pozwolił mi pobawić się jego katanami i do tego powiedział, że jestem jego najlepszym kumplem, jakiego miał! Ciekawe czy zauważył w końcu, że się w nim kocham? Oby... Tak bardzo chciałbym, aby powiedział te dwa słowa. Tylko one i umrę ze szczęścia. Ale najpierw zostanę Królem Piratów!
  Obiecałem sobie, że na następnej wyspie, zabiorę Zoro na randkę i mu powiem co czuję. Idealny plan! Tak sądzę, zazwyczaj nie planuję... Obym niczego nie spartolił, jak zresztą zawsze. Ciekawe, czy on pokocha takiego idiotę jak ja... Ale nic! Zawsze przynajmniej mi ulży na sercu. Nie mogę się wahać. Ani bać, ani łudzić, ani robić sobie nadziei. W końcu z miłością tak to jest, prawda? Ech, co ja się pytam zeszytu, który założyłem miesiąc temu.
  Tak czy siak! Plan na następną okazje - bo nie wiem kiedy nadejdzie - jest gotowy. Chyba powiem o tym też Nami, żeby wiedziała na co chcę kasę. Może Sanji'ego powinienem spytać o radę, czy to dobry pomysł? Albo Chopper i Usopp też coś podpowiedzą... Zaraz się chyba wszystkim wygadam.
  Jak ja mam go nie kochać?! On jest taki słodki... Kiedy śpi, tak śmiesznie chrapie. Ten jego głęboki głos, który wywołuje u mnie dreszcze. Ciągle trenuje, ma już takie piękne ciało. Chciałbym się do niego przytulić. Chciałbym, żeby jego usta dotknęły moich... Ciekawe, czy w ogóle widzi mnie jako drugą połówkę? Jeśli tak, to zapewne się wstydzi. On tak słodko się rumieni. Że też on zawsze się wstydzi przy Nami i Robin! Czy to oznacza, że lubi je? Nie przegram z nimi! Może nie mam takich kształtów jak one, ale jestem przydatny w walce. Ale Robin też! Nawet Nami nie jest bezbronna! Ale zaraz! To genialnie! Zoro musiałby je ratować częściej, gdyby były słabe. To kolejna rzecz, z którą go kocham - ma dobre serce.
  Ach... Może byłby łagodniejszy? Gdyby nie Sanji i ten jego jęzor. Dlaczego oni się tak kłócą? Za każdym razem jak się biją, muszę się starać ze wszystkich sił, by nie zabić Sanji'ego. Ale... gdyby się lubili, to kto wie? Może by lubili się tak jak ja lubię Zoro..? Nieee, to głupie. Oni się nie cierpią. 
  Ech... Muszę skończyć na dziś. Kapitan jest potrzebny.

piątek, 6 czerwca 2014

Małych piratów trzech

Na plaży piaszczystej,
Trzej mali piraci się spotkali,
Że się nie lubią, tylko udawali
Żeglować mieli po wodzie przejrzystej

Najpierw statek wznieść musieli
Potrzebowali, więcej niż dwóch beli
Później na balast przyszłą pora
Zadanie nie jest dla amatora

Kiedy statek już prezentował wdzięki
Nadeszła pora na prawdziwe udręki
Kto kapitanem, a kto oficerem,
Słomkowy wygrał, nie będąc zerem

Małych piratów trzech
Po morzach pływali
Jeden miał głowę jak mech,
A drugi brew w okrągłej spirali

Spory i śmiechy nie ustawały wcale
Często wszystko opierało się na banale
Wszystko milkło, gdy sztorm nadchodził,
Zaraz wszystkich  piorun zgodził

Taka bajka o piratach trzech,
Słomkowy, kucharzyk i zielony mech
Gdzie teraz żeglują? To oczywiste!
Tam gdzie wszystko jest barwiste

Wiersz by ME

Mam nadzieję, że bajeczka się podobała
Ponieważ dosyć sporo czasu mi zabrała

czwartek, 5 czerwca 2014

Coś na wstępie o mnie i blogu

  Jestem nową blogger'ką, ale wcześniej miałam jakieś bezsensowne blogi, które już nie istnieją. To jest blog, na którym będą przedstawiane będą moje twórczości (opowiadania - głównie). To oczywiście nie wszystko. Mam swojego Tumblr'a i Chomika, gdzie też się udzielam.
Chomik jest dość rozbudowany - znaczy: Ma wiele plików. Muzyka, tapety, gify, arty. Najwięcej jest tam One Piece, w tym też Doujinshi yaoi. Nie wiem, czy uda mi się dodawać jakieś inne (yuri itp.) bo głównie lubię to. Opowiadania też będą przeważnie yaoi, ale to nie zmienia faktu, że tylko i wyłącznie geje i porno o nich, bez przesady ;P
Dla ciekawych:
> to mój Tumblr: Tumblr
> a tu chomik: chomik

W razie jakiś zastrzeżeń - śmiało. Komentarze mogą udzielać wszyscy, mój e-mail jest w opisie, tak więc... Oto mój blog!